Wiadomości- Słyszy się, że niektórzy są do pracy w MOPS kierowani za karę, zdegradowani w Urzędzie Miasta i doczekują tam emerytury - powiedział Grzegorz Gregorowicz na sesji Rady Miasta 30 czerwca.
Na czerwcowej sesji dyrektor MOPS Marzena Jedut przestawiała radnym informację o działalności podległej jej jednostki. Radni mogli uczestniczyć w dyskusji o przedstawionej przez dyrektor MOPS informacji.
Reakcję pracowników MOPS wywołała wypowiedź przewodniczącego Rady Miasta Grzegorza Gregorowicza.
- Pomoc społeczna jest drugą obok oświaty pozycją wydatkową w naszym budżecie. Wydajemy ponad 10 milionów złotych - stwierdził. - W związku z tym warto by wiedzieć, czy ta pomoc jest efektywna. Mam pewne wątpliwości. Pracuje w MOPS około 50 osób. Jeśli wydajmy 10 milionów, to wynika, że średnio na jednego pracownika każdy ma do wydania ok. 200 tys. zł łącznie z własną pensją - powiedział Gregorowicz.
- Dyskusyjna jest cała atmosfera wokół MOPS. Ona nie jest za dobra, jeśli chodzi o zrozumienie, szacunek do waszej pracy. Są głosy na mieście, które czasami podważają, stawiają pod znakiem zapytania sens tych wydatków. Polityka kadrowa, zatrudnieniowa, często jest taka, że słyszymy, że niektórzy tam są kierowani za karę, że niektórzy często korzystają ze zwolnień lekarskich. Jeśli chcemy, żeby ta pomoc była sprawna, trafiała do właściwych ludzi i pomagała im, to też chciałbym się przekonać, czy ludzie, którzy im tę pomoc przekazują, też są sprawni - mówił radny.
Wypowiedź Grzegorza Gregorowicza zirytowała pracowników MOPS, którzy wystosowali do niego pismo.
- My, pracownicy MOPS w Lubartowie kwestionujemy wypowiedziane słowa - piszą do przewodniczącego. Poczuli się dotknięci słowami Gregorowicza o sprawności pracowników MOPS i osobach "zdegradowanych" w Urzędzie Miasta.
Co napisali pracownicy MOPS do Grzegorza Gregorowicza - czytaj w aktualnym wydaniu Wspólnoty Lubartowskiej.