ROZMOWA Z Leszkiem Roratem, 68-letnim piłkarzem rodem z okolic Lubartowa
Chcę zagrać na 100-lecie Lewartu
Nie każdy w tym wieku jest w stanie szybciej chodzić, a jeszcze grać i strzelać bramki...
- Dbam o siebie. Codziennie biegam po pięć kilometrów. Dbam o dietę. Chodzę spać o godz. 21. Wyjątkiem są mecze, które gram lub oglądam.
Mecz z Czarnymi Czarnówko...
- Wygraliśmy 20:0. Wszedłem na boisko w 68 minucie. Miałem sytuację sam na sam, jednak jej nie wykorzystałem. Chwilę później dostałem idealne podanie i dopełniłem formalności. Grzechem byłoby nie strzelić. Druga sprawa, to musiałem znaleźć się w tym miejscu w odpowiedniej porze. Mój gol był na 15:0. Później jeszcze mocniej rozstrzelaliśmy rywali.
Jak to się stało, że wraz z rodziną trafiliście do Lubartowa?
- Tata należał do Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i dostał pracę w Komitecie Powiatowym w tym mieście. Był urzędnikiem. Miałem wówczas sześć lat. Mam o rok starszą siostrę Barbarę, która mieszka w Lisowie.
I niedługo później udaliście się na mecz?
- Dokładnie. W tym samym roku Lewart obchodził 35-lecie istnienia. Tata Feliks zabrał mnie na mecz z pierwszoligową Lechią Gdańsk. Rywale wygrali 8:0. Pamiętam, że bardzo mi się podobało. Dzień później dostałem pierwszą gumową piłkę. Później była skórzana. Grałem nią wszędzie i codziennie. Początkowo mieszkaliśmy przy ulicy Cmentarnej. Później przenieśliśmy do mieszkania na ulicy Parkowej, tuż przy stadionie.
Jak Pan trafił do Lewartu?
- Początkowo grałem w turniejach dzikich drużyn, które organizował mój trener Wiesław Jabłoński. Szkoleniowiec zrobił nabór do zespołu. Pod jego skrzydła trafiło 30 najzdolniejszych graczy. Wśród nich byłem i ja. Jeździliśmy z nim na mecze, turnieje, obozy. Na 45-lecie Lewartu awansował do Klasy Okręgowej, a my do wojewódzkiej ligi juniorów. Nie zagraliśmy w niej z powodów finansowych. Najlepsi przeszli do seniorów. Występowałem w Klasie Okręgowej i Klasie A.
A później?
- Były studia. Grałem w Polonii Wrocław, Arkonii Szczecin, Czarnych Szczecin, Pionierze Szczecin, Ochocie Warszawa, Rubieży Dobra Szczecińska, Jezioraku Szczecin, Vielgovii Szczecin, Wichrze Reptowo, Leśniku Kliniska, OKS-ie Prawobrzeże Szczecin. W kilku klubach byłem grającym trenerem. Założyłem klub osiedlowy Samson Szczecin Zdroje. Od 2015 roku jestem w Kaście Szczecin-Majowe. Jestem trenerem, gram i jestem kierownikiem drużyny.
Dlaczego wyjechał Pan z Lubartowa?
- Życie. Studiowałem we Wrocławiu i w Warszawie. Poznałem przyszłą żonę. W 1978 roku wziąłem ślub. Doczekaliśmy się dwójki dzieci: Sebastiana i Kamili.
Syn też kocha piłkę?
- Kochał. Umarł 28 sierpnia 1994 roku. Miał 15 lat. Grał w piłkę. Interesował się wędkarstwem, żeglarstwem, lotnictwem. Dobrze się uczył. Miał kolegę ze Stanów Zjednoczonych. Chciał wyjechać na studia. Wszystko się poplątało. W marcu 1994 roku usłyszeliśmy diagnozę: ostra białaczka. Umarł 28 sierpnia. Córka jest trenerką jeździectwa.
Lewart Lubartów...
- Mój klub, w którym się wychowałem. Na 50-lecie istnienia otrzymałem piękny dyplom oraz odznakę. Podobnie było z półwieczem Lubelskiego Związki Piłki Nożnej. Pamiątki mam do dzisiaj.
Jak Pan wspomina czas spędzony w Lubartowie...
- To piękne lata życia. Miałem wspaniałego nauczyciela Andrzeja Świętońskiego. Uczył geografii i wychowania fizycznego. Graliśmy we wszystko, w co się dało. Jeździł z nami na turnieje, zawody. To było w podstawówce. W liceum trafiłem na Tadeusza Maciejewicza, który uczył przysposobienia obronnego i wf-u. Zajęcia sportowe miałem również z Jerzym Patyrą, a jego żona uczyła mnie języka polskiego. Oboje to rodzice Rafała Patyry - znanego dziennikarza. Nie zapomnę również matematyka Jana Owerko. Wszyscy wywarli ogromny wpływ na moją osobę. Potrafili zarazić miłością do przedmiotów, które dało się łączyć z nauką.
A czas wolny?
- Świetna sprawa. Mieliśmy zajęcia popołudniowe: teatr, śpiew, sport. Mieliśmy do dyspozycji salę lekcyjną, gdzie graliśmy w piłkę, siatkówkę, koszykówkę. Spędzałem tam wiele czasu. W liceum mogliśmy korzystać z sali gimnastycznej do godz. 22. Punktualnie dyrektor szkoły Zdzisław Napieracz pojawiał się w drzwiach i było wiadomo, że musimy iść do domu. W tym samym czasie mieliśmy tańce. Tańczyliśmy do piosenek puszczanych z płyt winylowych.
Czytał Pan prasę sportową?
- Oczywiście. Był kiosk pani Skowrońskiej. Obok na tablicy był repertuar kinowy. Miałem teczkę i pani odkładała mi "Sportowca". Siostra przechowuje wszystkie numery. Przy najbliższej okazji odbiorę całe archiwum. Fajnie, bo również zbiera mi "Wspólnotę Lubartowską".
Z tego co wiem, jest Pan również trenerem...
- Dokładnie. Pracowałem w Akademii Piłkarskiej Futbol 14, których założycielami są: Radosław Majdan, Olgierd Moskalewicz i Maciej Stolarczyk. Ostatni z nich jest trenerem młodzieżowej reprezentacji Polski. Miałem przyjemność prowadzić drużynę Pogoni Szczecin wraz z Tomaszem Bieleckim. Był to rocznik 2003. Dołożyłem cegiełkę do rozwoju Huberta Turskiego i Filipa Balcewiczem, którzy grają w młodzieżowych reprezentacjach Polski. Pierwszy z nich zadebiutował w Ekstraklasie. Wygraliśmy ogólnopolski turniej Adidas Cup w Poznaniu. W nagrodę w 2012 roku pojechaliśmy na mecz Polska - Czechy. Trzy razy graliśmy w finałach Tymbarku. Dwa razy na Stadionie Narodowym, raz w Gdyni. W 2014 roku wygraliśmy ogólnopolski turniej Deichmanna. Polecieliśmy na wycieczkę do Barcelony. Byliśmy na meczu FC Barcelony z Ajaxem Amsterdam. W składzie zespołu z Holandii grał Arkadiusz Milik. Powitaliśmy go na obiekcie. Po meczu spotkaliśmy się w hotelu. Był czas na rozmowy, zdjęcia, filmiki.
Obecnie...
- Jestem trenerem dzieci w Akademii Piłkarskiej Football Arena Bartka Ławy, Tomka Podobasa i Kamila Grosickiego. Mam za sobą pracę jako wykładowca akademicki Uniwersytetu Szczecińskiego. Jestem niejako współzałożycielem tej uczelni. Zajmowałem się politologią.
Jak wygląda Pana dzień?
- Wstaję rano i biegnę pięć kilometrów. Jestem na emeryturze. Wychodzę na Orlik i ćwiczę. Szlifuję technikę. Chcę być w dobrej formie fizycznej. Mam zajęcia z dziećmi i swoją drużyną. To wszystko sprawia mi ogromną radość i frajdę.
Kiedy skończy Pan grać w piłkę?
- Spokojnie. Mamy 100-lecie Polskiego Związku Piłki Nożnej. W 2022 roku mamy taką samą rocznicę Lubelskiego Związku Piłki Nożnej, a rok później mój ukochany Lewart skończy 100 lat. Zamierzam przyjechać i zagrać na nowym stadionie. Jeszcze nie widziałem go na żywo, tylko na zdjęciach. Chciałbym się spotkać z mieszkańcami miasta, odwiedzić znajomych, udać się na groby rodziców, przyjaciół. Dopóki będę sprawny fizycznie, dobrze będzie pracowała głowa i nogi będą dźwigały, chcę cieszyć się piłką. Na dzisiaj czuję wielką radość z piłki.
Zna Pan lekarzy specjalistów?
- Staram się ich omijać. Nie chcę korzystać ze świadczeń Narodowego Funduszu Zdrowia. Przeciętny Kowalski ma już zaplanowane wizyty u lekarzy na kilka najbliższych miesięcy. Ja na szczęście nie muszę się o to martwić. Dbam o dietę. Chodzę spać o godz. 21. Tego nauczyli mnie nauczyciele, którzy byli bardzo mądrymi ludźmi.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.