Zamiast pomóc, wezwali policję
Sprawę opisywaliśmy w poprzednim wydaniu gazety, w artykule "Chorego w szpitalu ratowali... policjanci". Zbulwersowany Czytelnik poinformował nas, że 12 lutego w lubartowskim szpitalu doszło do niecodziennej sytuacji. Według jego relacji do szpitala wezwano policję, bo zachowanie jednego z przebywających tam mężczyzn uznano za agresywne, a w rzeczywistości tracił on przytomność.
- Policjanci przybyli na miejsce stwierdzili, że z leżącym na ławce mężczyzną kontakt jest utrudniony, ale nie była wyczuwalna woń alkoholu. Miał on natomiast w ręce strzykawkę insulinową. Poprosili pielęgniarkę o zbadanie poziomu cukru mężczyzny, okazało się, że był tak niski, że stwarzał zagrożenie dla życia - potwierdziła nam sierż. szt. Ewelinę Skorupską, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Lubartowie.
Prośbę o wyjaśnienie sprawy wysłaliśmy, zgodnie z poleceniem - drogą mailową, do dyrektora szpitala Łukasza Semeniuka 22 lutego. Do chwili ukazania się artykułu - przez blisko trzy tygodnie - nie uzyskaliśmy żadnej odpowiedzi od szefa placówki. Wobec braku informacji ze strony władz szpitala, ze swoimi pytaniami skierowaliśmy się do szefostwa Starostwa Powiatowego w Lubartowie, które jest organem tworzącym i nadzorującym Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej w Lubartowie. Przedstawiciele Zarządu Powiatu o sprawie dowiedzieli się od dziennikarza Wspólnoty.
(…)
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).