Poczułeś miękkość fotela prezesa, czy nie ma na to szansy?
- Na razie nie ma na to szans. Mnóstwo rzeczy trzeba było załatwić w krótkim czasie. Wszedłem do klubu w okresie między jednym a drugim sezonem, więc jest wiele kwestii do ogarnięcia: z miastem, MOSiR-em, sponsorami, wewnątrz klubu plus papierkowa robota no i najbardziej czasochłonny aspekt - wybór trenera.
Jak wyglądają pierwsze dni w nowej roli?
- Głównie czas spędzałem na spotkaniach, w gabinetach, kawiarniach i w samochodzie. Na pewno zwiększyło się moje średnie spożycie kawy na dzień. Większość czasu pochłonęły rozmowy z kandydatami na nowego trenera, bo to kluczowa kwestia, którą trzeba było rozwiązać jak najszybciej i wybrać odpowiedniego kandydata. Nowy trener będzie miał też bardzo duży wpływ na kolejne moje działania.
Dlaczego wybór padł na Tomasza Bednaruka?
- Spełniał wszystkie warunki. Po pierwsze jest naturalny. Po drugie charakter. Po trzecie ambicja. Po czwarte wiedza. Bardzo ważny też był fakt, że trener się nie wahał. Chciał pracować w Lewarcie, podjąć wyzwanie. Widziałem też sporo meczów Avii w ostatniej rundzie i bardzo podobało mi się zachowanie trenera na ławce i prowadzenie drużyny. Rzucało mi się w oczy jego opanowanie i fakt, że nie traci chłodnej głowy w trakcie meczu, a na tym poziomie, łagodnie mówiąc, nie jest to regułą. Musieliśmy tylko omówić kilka spraw związanych z klubem. Zrobiłem też spory research o wszystkich kandydatach, których miałem w notesie i w przypadku trenera Bednaruka nie usłyszałem praktycznie żadnych zastrzeżeń ani co do "warsztatu", ani co do zarządzania szatnią, czy przygotowania teoretycznego.
Więcej w papierowym wydaniu Wspólnoty Lubartowskiej