Na przesłuchaniach przyznali się do kradzieży. Twierdzili, że żałują, obiecywali, że już nigdy więcej się to powtórzy. Przepraszali poturbowaną mieszkankę Lubartowa, deklarowali, że wypłacą jej zadośćuczynienie.
Kobiety twierdziły, że zajmują się handlem i wróżeniem. - Opętał mnie diabeł - powiedziała jedna z nich tłumacząc się z kradzieży.
Weszły bez pukanie, nie chciały wyjść
10 sierpnia ub. roku, około 15:30 peugeot zatrzymał się przy ul. Armii Hallera w Lubartowie. W środku byli Romowie: dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Przyjechali z Opola. Kobiety bez pukania weszły do jednego z domów. Zauważyła ich mieszkanka. Kobiety zaczęły jej pokazywać i oferować do sprzedaży koc. Gospodyni nie była nim zainteresowana. Kazała intruzom opuścić dom. One jednak nie chciały wyjść, dalej wciskały swój towar.
Kobieta zorientowała się, że z kuchni zginął jej telefon komórkowy. Leżał tam od niedawna i mogły go zabrać tylko dwie "sprzedawczynie" koca. Romki raczej nie spodziewały się tak zdecydowanej reakcji okradzionej kobiety: próbowała zamknąć drzwi, żeby nie wypuścić złodziejek z domu. Te zaczęły krzyczeć i wzywać na pomoc mężczyznę. Zjawił się Rom, który do tej pory czekał w samochodzie. Otworzył drzwi domu. Kobieta trzymała złodziejki rękami za ubranie. Mężczyzna zaczął ją odpychać, żeby uwolnić wspólniczki. W końcu udało im się uwolnić. Złodzieje wskoczyli do auta, które czekało na nich na ulicy.
(…)
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).