"To jest jawna korupcja"
Z redakcją Wspólnoty skontaktowali się, zastrzegając anonimowość, właściciele zakładu pogrzebowego, funkcjonującego w Kocku już od kilkunastu lat. Twierdzą, że przedsiębiorstwo działające w tej miejscowości w tej samej branży współpracuje z grabarzem, który miałby kierować potencjalnych klientów tylko do jednego zakładu.
- Przez ostatnie pół roku wykonaliśmy bardzo mały procent pogrzebów na terenie parafii Kock. Ludzie nawet nie przychodzą zapytać o cokolwiek, nawet by porównać cenę. To jest nierealne, bo klienci zawsze mają w takiej sytuacji wiele pytań. Brak nam słów - grzmią właściciele zakładu, którzy zgłosili się do naszej gazety. Jak przyznają, taka sytuacja na lokalnym rynku trwa dla nich już od około trzech lat. A drzwi obu zakładów pogrzebowych znajdują się tuż obok siebie, obie firmy są bardzo dobrze oznakowane, a ich nazwy widoczne z daleka.
Nagrana rozmowa z grabarzem
Przedsiębiorcy postanowili działać na własną rękę. W sprawę zaangażowali znajomego, jak twierdzą, pracownika kancelarii prawniczej. Sam zainteresowany zastrzega sobie jednak anonimowość i zaznacza, że robił to nie pod egidą swojej kancelarii, a nieoficjalnie i na własną rękę.
- Wraz z dwiema starszymi osobami wybraliśmy się na cmentarz, by sprawdzić samemu, jak naprawdę wygląda rozmowa z grabarzem. Wszystko nagraliśmy na dyktafon – mówi autor prowokacji.
Podczas rozmowy z grabarzem przedstawili się, jako rodzina zmarłego, który mieszkał na drugim końcu Polski, a ma być pochowany na cmentarzu parafialnym w Kocku. Chcieli wykupić miejsce na cmentarzu, grób, zorganizować transport zwłok i pogrzeb. Na nagraniu słychać, jak pytają o godny polecenia zakład pogrzebowy w Kocku. W odpowiedzi adresat pytania wskazał na jednego z lokalnych przedsiębiorców. Wykonał nawet do niego telefon. A zapytany o inne firmy na kockim rynku przedstawił niepoprawną nazwę zakładu pogrzebowego, którego właściciele zlecili przeprowadzenie prowokacji. Zaprzecza jednak, by łączyła go współpraca ze wskazanym przez niego przedsiębiorcą i w zamian za polecenie przysługiwały jakiekolwiek rabaty w zakładzie pogrzebowym.
Dwieście złotych rabatu
W swojej skardze skierowanej do proboszcza i Rady Parafialnej Parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Kocku, właściciele zakładu pogrzebowego przekonują, że wnioskując po rozmowie telefonicznej przeprowadzonej przy autorach prowokacji pomiędzy grabarzem a właścicielem firmy, z którą się skontaktował, można stwierdzić, iż obaj utrzymują bardzo dobre kontakty, a przedsiębiorca jest w stanie natychmiast pojawić się na cmentarzu, by dopełnić wszelkich formalności. Co więcej, podkreślają, że grabarz ostrzegał swoich rozmówców przed właścicielami zakładu, którzy skontaktowali się ze Wspólnotą, bo ci mogą ich nagabywać na skorzystanie z ich usług.
- Oczernił, że wybiegam przed zakład i krzyczę do ludzi, że taniej pochowam ich bliskich. To bezczelne kłamstwo! Do tego z premedytacją przekręcał nazwę firmy, myląc ludzi - mówi współwłaścicielka zakładu, która się do nas zgłosiła.
Kolejnym etapem prywatnego śledztwa było nagranie przez autorów prowokacji rozmowy z, jak twierdzą, właścicielem konkurencyjnego zakładu. Na nagraniu słychać, jak rozmówca zaprzecza jakoby współpracował z grabarzem. Później, po kilku prośbach "podstawionych" klientów, oferuje rabat w wysokości 200 zł, nie potwierdzając jednak jednoznacznie, że robi to w efekcie polecenia ze strony grabarza.
(…)
Najnowszy numer Wspólnoty już w Twoim punkcie sprzedaży.