Urodzony 23 września 1929 r. w Kamionce Janusz Cyfrowicz był świadkiem wielu wojennych wydarzeń. Prawdopodobnie widział samolot, którym we wrześniu 1939 r. do Samoklęsk przyleciał prezydent Ignacy Mościcki.
Wojenne dzieciństwo
- Najciekawszym obiektem, jaki zobaczyłem, był samolot stojący na folwarcznym podwórku. Był to dość duży górnopłat jednosilnikowy ze stałym podwoziem, koloru białego, ze znakami czerwonego krzyża na skrzydłach i kadłubie. Przez uchylone drzwi wcisnąłem się do środka i usiadłem na fotelu pilota. Wstałem i podnosząc rękę próbowałem dotknąć sufitu. Niestety byłem jeszcze zbyt mały. Samolot wewnątrz wydawał mi się bardzo obszerny. Znajdowały się w nim ławki oraz miejsca na nosze - wspominał pan Janusz. Opis pasuje do samolotu sanitarnego Lublin R - XVI b, którym prezydent ewakuował się z Warszawy na Lubelszczyznę. W 1940 r. Niemcy rozstrzelali ojca Janusza, nauczyciela Wincentego Cyfrowicza.
Inne wojenne wspomnienia to zetknięcie z sowieckimi jeńcami przetrzymywanymi przez Niemców w obozie w Skrobowie. Kiedyś Janusz kupił w Lubartowie ciastka. Szedł do domu przez Skrobów. Zobaczył, że sowiecki jeniec kopał doły. Janusz zlitował się nad jeńcem, szybko rzucił mu ciastko. Niemiecki strażnik na wieży widział to. - Pogroził mi palcem, ale nic nie zrobił - wspominał pan Janusz. Był świadkiem niemieckiego terroru. Opowiadał, jak ukrywająca się żydowska rodzina przychodziła do jednego z mieszkańców Kamionki po chleb. Niestety, ktoś zdradził. Niemcy schwytali Żydów i zastrzelili ich na miejscu. Janusz widział ich zwłoki i leżący obok worek z chlebem
W 1944 r. widział jak do Kamionki wkraczała 27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK. Widział potem stacjonujących w Kamionce żołnierzy Armii Czerwonej. Jako wścibski nastolatek zaczął nawet dopytywać, dlaczego na czołgach mają białe gwiazdy, a nie czerwone. Okazało się, że te czołgi to Shermany, w które zaopatrywały sojuszników Stany Zjednoczone.
Przygody w mundurze
Sam pan Janusz też był żołnierzem. W 1948 r. rozpoczął naukę w szkole oficerskiej. Po jej ukończeniu służył w lotnictwie jako oficer służby zdrowia. Opowiadał często o swoich przygodach w mundurze. Kiedy był w szkole oficerskiej miał okazję wystąpić na ekranie. Wanda Jakubowska kręciła wtedy film "Żołnierz zwycięstwa" o generale Świerczewskim. Rocznik pana Janusza wystąpił w scenach rozgrywających się w czasie wojny domowej w Hiszpanii.
- Zawieźli nas do Tomaszowa Mazowieckiego. Byliśmy przebrani za falangistów hiszpańskich. Kiedy w tych mundurach wysiedliśmy przed szkołą, cała ulica opustoszała - wspominał pan Janusz.
Kiedyś na zabawie poznał dziewczynę. Kilku miejscowych kawalerów również chciało z nią tańczyć, ale pan Janusz, jako porucznik WP, nie ustąpił. Kiedy odprowadzał pannę do domu, zostali obrzuceni kamieniami. Porucznik Cyfrowicz nie namyślając się wiele wyciągnął pistolet i wystrzelał cały magazynek w kierunku napastników.
Innym razem pan Janusz opowiadał jak zasnął na pasie startowym. Obudził go potworny huk - nisko nad nim przeleciał lądujący MiG.
Walka o czystość środowiska
W wojsku spędził siedem lat. Po wyjściu do cywila pracował m.in. w Janowie Lubelskim jako inspektor sanitarny, potem został kierownikiem Wydziału Oświaty Zdrowotnej w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lublinie. Organizował wiele konkursów na czyste podwórko, czystą studnię itp. Czystość i ochrona przyrody stały się jego życiowymi pasjami. Od 1975 r. był Strażnikiem Ochrony Przyrody. Pisał wiele artykułów do lokalnej prasy, starał się uświadomić wójtom i innym ludziom konieczność przestrzegania regulaminu czystości. Czasem udawało mu się przyłapać na gorącym uczynku osoby zanieczyszczające środowisko. Wykonał np. serię zdjęć przedstawiających wylewanie nieczystości w lesie.
Od 1968 r. Janusz Cyfrowicz pracował w Przychodni Obwodowej w Lubartowie. Do 1990 r., kiedy przeszedł na emeryturę, pracował jako radiolog w lubartowskim szpitalu.
Skrzynia pstrykała, aż zagłuszała tramwaje
Wielka pasja Janusza Cyfrowicza to fotografia. Zdjęcia zaczął robić jako inspektor sanitarny w Janowie. Początkowo jako dokumentację wykonywanych obowiązków, z czasem fotografowanie przerodziło się w pasję.
Początki fotografii w wykonaniu Janusza Cyfrowicza były trudne. Musiał je wywoływać przy lampie naftowej z czerwonym abażurem. Wywoływacz stał na stole w talerzach. Aparaty miały wtedy rozmiary małej skrzynki.
- Miałem taką skrzynię, która pstrykała tak, że zagłuszała tramwaje - opowiadał.
Janusz Cyfrowicz wykonał tysiące zdjęć. Zorganizował wiele wystaw.
O pamięć o Kleeberczykach i akowcach
Wiele wystaw dotyczyło historii. Bo pasją pana Janusza były dzieje SGO Polesie i bitwa pod Kockiem. Jako dziecko słyszał w domu działa spod Kocka i widział dymy nad polem bitwy.
W dorosłym życiu poznał wielu żołnierzy SGO Polesie. Początki znajomości bywały trudne.
- Byłem w 1988 r. w Augustowie na uroczystościach kombatanckich 1 Pułku Ułanów Krechowieckich. Robiłem zdjęcia. Podchodzi do mnie dwóch facetów. - Po co pan robi zdjęcia? Może pan z UB? - pytają. - Jak to po co? Żeby mieć zdjęcia prawdziwych polskich ułanów - mówię. Tak się zaczęła moja przyjaźń z weteranami pułku - opowiadał Janusz Cyfrowicz. Z czasem związki z weteranami spod Kocka tak się zacieśniły, że pan Janusz został honorowym członkiem koła pułkowego 3 Pułku Strzelców Konnych.
Kolejna historyczna miłość Janusza Cyfrowicza to 27 Wołyńska Dywizja Piechoty AK. O niej także dużo pisał, ale też z jego inicjatywy umieszczono na ośrodku zdrowia w Kamionce tablicę upamiętniającą pobyt sztabu Dywizji w tym budynku. Był też pomysłodawcą i organizatorem rajdów rowerowych szlakiem Dywizji. Ich obowiązkowym punktem był zawsze Skrobów - miejsce rozbrojenia jednostki przez Sowietów. Odbyło się 15 rajdów pod komendą Janusza Cyfrowicza. Starał się też o upamiętnienie walk Legionów pod Samoklęskami. Dzięki staraniom pana Janusza w 2015 r. w Samokleskach odsłonięto pomnik legionistów.