Na początku sierpnia br. rezygnację ze stanowiska dyrektora SPZOZ w Lubartowie złożyła Sylwia Domagała. Była krytykowana przez część radnych Rady Powiatu (powiat jest organem założycielskim i nadzorującym działanie szpitala), nawet tych z ugrupowania Prawo i Sprawiedliwość, czyli rządzącej w powiecie większości. Miejsce Sylwii Domagały zajął Mirosław Makarewicz, który dotychczas pracował jako audytor szpitali. Na środowej sesji Rady Powiatu zdał raport i wnioski, które wyciągnął po pierwszych tygodniach pracy.
Lista grzechów szpitala jest długa.
Pierwszy: Straty finansowe
Szpital w Lubartowie od miesięcy regularnie powiększa swoje straty. Rok 2018 zamknął stratą rzędu 200 tys. zł, kolejny rok zakończył z 6 mln zł na minusie, a już 2020 rok SPZOZ zakończył ze stratą 12 mln zł. Przez sześć miesięcy br. szpital wygenerował stratę na poziomie 7 mln zł. Skąd tak duża strata?
- Złożyły się na to ceny kontraktów lekarskich, do tego poprzedzone zostało to podwyżkami o minimalnym wynagrodzeniu, tzw. ustawy radziwiłłowskiej. Zgodnie z nią po 1 lipca podmioty lecznicze miały obowiązek dostosować wynagrodzenia tam, gdzie pracownik nie osiągał kwot minimalnych, biorąc pod uwagę jego kwalifikacje i wykształcenie. Na kontrakty lekarskie planowano wydać 10,7 mln zł, a na koniec czerwca wydano już na to 8,7 mln zł. To pokazuje, jak bardzo rynek pracy podyktował ceny. Z uwagi na brak przedstawicieli niektórych zawodów medycznych na rynku, dyrektorzy byli zmuszeni do zawierania kontraktów za takie ceny - wyjaśniał Mirosław Makarewicz, p.o. dyrektora SPZOZ w Lubartowie. - W szpitalu w Lubartowie kontrakty dotyczą przede wszystkim ceny za godzinę pracy, nie za wykonaną procedurę. Tych jest bardzo mało. Stąd takie różnice - dodał.
Na kontrakty pielęgniarskie planowano wydać w br. 66 tys. zł, w pół roku wydano na to już 82 tys. zł. W przypadku ratowników medycznych zaplanowano wydanie 500 tys. zł na kontrakty przez cały rok, do końca czerwca wydano 350 tys. zł.
Nowy szef szpitala w Lubartowie podkreślił, że kadra ma duży potencjał, zarówno personel medyczny, jak i administracyjny. Co do tego drugiego, ma jednak jednocześnie duże zastrzeżenia.
- Personel administracyjny jest przeze mnie cały czas uczony pracy. Brakowało tam harmonii, współpracy i właściwej komunikacji wewnątrz podmiotu. Właściwej komunikacji na zewnątrz podmiotu, co odbijało się na wizerunku - zaznaczył Mirosław Makarewicz. - Powtarzam pracownikom, że szpital ma być dla pacjenta, a nie odwrotnie. Na bieżąco reagujemy, gdy takie standardy nie są osiągane - zastrzegł p.o. dyrektora.
(...)
Więcej na ten temat przeczytasz w papierowym lub elektronicznym (TUTAJ) wydaniu Wspólnoty.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.