W drugiej połowie października ekipa telewizji Polsat wzbudziła nie lada sensację w Lubartowie. Przed kamienicą przy ul. Waryńskiego stał wielki, niebieski kontener, w którym lądowały odpady i gruz po remoncie. Na ulicy stała grupa fanów programu i prowadzącej Katarzyny Dowbor, którzy chcieli na żywo zobaczyć gwiazdę Polsatu.
Przez pięć dni ekipa remontowa w pocie czoła pracowała, żeby Romanowscy mogli wreszcie zamieszkać w godnych warunkach.
Rodzinę z Lubartowa w czwartek, 19 listopada, poznali wszyscy widzowie Polsatu. Telewizja pokazała małe, ciasne, zimne mieszkanko, w którym gnieździło się dwoje dorosłych i małe dziecko.
Zimne i ciasne mieszkanie
W kamienicy przy ul. Waryńskiego mieszka Tomasz Romanowski, jego matka Maria i 4,5-letnia córka Lenka. Rodzina przyjechała do Lubartowa z Łęcznej. Żona Tomasza wyjechała za granicę w poszukiwaniu pracy, on sam próbował ze wspólnikiem rozkręcić interes. Nie wyszło, został z długami. Pracuje jako magazynier, ale część wypłaty zabiera mu komornik.
- Po odliczeniu kosztów komorniczych pozostaje 1700 zł - mówił w programie Polsatu. Jego matka Maria, brała pożyczki w bankach i zaplątała się w spiralę długów. To właśnie z tego powodu Romanowscy musieli wyprowadzić się z bloku w Łęcznej.
Zamieszkali w Lubartowie w kamienicy liczącej około 100 lat. Są w niej zameldowane cztery rodziny. Romanowscy mieszkają na pierwszym piętrze. Wchodzi się tam po starych, drewnianych, skrzypiących schodach.
I właśnie to mieszkanie okazało się problemem całej rodziny.
- Jest zimno straszliwie - mówił pan Tomasz przed kamerą.
- Mamy jeden grzejnik i tak przesuwamy z pomieszczenia do pomieszczenia - opowiadała pani Maria. W mieszkaniu był co prawda stary kaflowy piec, ale bardzo kopcił i nie dało się z niego korzystać. Mieszkanie nie było podłączone do miejskiej sieci ogrzewania. Rodzina wydała 4 tys. zł na montaż kaloryferów, ale na podłączenie do miejskiego ogrzewania już nie wystarczyło pieniędzy.
- Chciałam, żeby burmistrz nam pomógł, ale powiedział, że to jest wspólnota mieszkaniowa i on nie może nic zrobić - powiedziała pani Maria w rozmowie ze "Wspólnotą".
Instalacja elektryczna stwarzała wręcz zagrożenie dla życia.
- Gniazdko zapaliło się żywym ogniem - mówił pan Tomasz w telewizji. Kamera pokazała wtedy gniazdko w ścianie zaklejone plastrem.
W łazience zapadła się podłoga, wanna oderwała się od ściany. Deski na podłodze popęczniały. Problemem była też ciasnota mieszkania - zaledwie 50 mkw. Prosto z klatki schodowej wchodziło się do kuchni, nie było przedpokoju. Mała Lena spała w jednym pokoju z tatą, babcia w drugim pomieszczeniu.
(...)
Więcej w papierowym lub elektronicznym (TUTAJ) wydaniu Wspólnoty.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.