ROZMOWA Z Łukaszem Mierzejewskim, byłym trenerem Lewartu Lubartów
Widziały gały, co brały
Pamiętasz, w jakich okolicznościach otrzymałeś propozycję z Lewartu?
- Coś mi świta.
Kto dzwonił?
- Pan Piotr Grzegorczyk. Tak mi się wydaje, ale nie jestem pewien.
Spodziewałeś się oferty?
- Byłem zawodnikiem Górnika Łęczna. Leczyłem poważną kontuzję. Wiedziałem, że nie kopnę już więcej piłki. Szykowałem się do czegoś innego, tylko nie wiedziałem, do czego. Miałem odpowiednie uprawnienia, by prowadzić czwartoligowy klub.
Zdziwiła ciebie propozycja?
- Wiem, że "maczał" w tym palce Michał Zuber, który wówczas grał w Lewarcie. Spotkałem się z szefostwem klubu i zgodziłem się objąć zespół. To było duże wyzwanie. Samodzielnie miałem odpowiadać za wyniki zespołu, który zanotował bardzo słaby początek, bo miał wygraną, remis i cztery porażki. Chciałem spróbować. Poczuć, co z czym się je.
Doznałeś szoku?
- Wiem o co pytasz. Grałem w klubach z Ekstraklasy, a miałem objąć posadę trenera w klubie, który występuje na piątym poziomie rozgrywkowym. Były ciężkie chwile, ale wiedziałem, że muszę je przetrzymać. Zapewniano mnie, że z czasem sytuacja się unormuje. Warunki zaczęły się polepszać. Mieliśmy do dyspozycji boisko ze sztuczną nawierzchnią. Teraz powstaje stadion. Początki były ciężkie. Miałem niewielu chłopaków do pracy. Podszedłem z taką myślą, że w każdych warunkach da się stworzyć dobry zespół. Przede wszystkim trzeba chcieć, a nie marudzić.
W profesjonalnych klubach wiesz, ilu zawodników będziesz miał do dyspozycji...
- To mnie wkurzało do samego końca. Nienawidziłem, gdy przychodziły SMS-y. Wiedziałem, że pisze do mnie jeden z zawodników i podaje tłumaczenie, dlaczego opuści zajęcia. Nie mogłem tego znieść. Wszystkie plany treningowe brały w łeb i musiałem szybko reagować. Ta kwestia drażniła mnie najbardziej.
Jaką najdziwniejszą wymówkę pamiętasz?
- Nie przypominam sobie, ale często opieka nad dzieckiem, niespodziewany wyjazd. Zawsze mnie to rozwalało. Do końca nie mogłem tego sprawdzić.
Ktoś przesadził z alkoholem?
- Oficjalnie nigdy nie otrzymałem informacji: "trenerze, zapiłem i nie mam sił".
W czwartej lidze nie ma analityków, kitmanów, trenerów przygotowania fizycznego. Byłeś wszystkim po trochę?
- To się zgadza. Jak trzeba było to starszym kolegą, a nawet ojcem. Oczywiście w przenośni. Kierownikiem drużyny był Janusz Mitura, który zna się na swoim fachu.
Trener przygotowania fizycznego?
- Wiedziałem, że nie mogę przesadzić z pracą na zajęciach, gdyż graliśmy w czwartej lidze. Cieszę się, że w amatorskim klubie mogłem dobrze popracować. Chłopcy zawierzyli mojej wiedzy i nikt nie narzekał, że nie ma sił biegać.
Popełniłeś błędy?
- Oczywiście. Przyznaję się do tego. Jeśli ktoś mówi, że się nie myli to znaczy, że kłamie.
Czy miałeś w Lewarcie zawodnika, który poradziłby sobie w wyższej klasie rozgrywkowej?
- Oczywiście. Nie zdradzę nazwisk. Niech chłopcy pracują i się nie "podpalają". Spokojnie, ich praca zostanie dostrzeżona. Jeśli będą potrzebowali pomocy, sam o to zadbam. Miałem do dyspozycji bardzo dobrych graczy. Wielu z nich ma wielki talent, który muszę teraz "sprzedać".
A może któryś powędruje razem z tobą do Avii Świdnik?
- Zobaczymy. Na początku chcę zobaczyć i ocenić graczy, których będę miał do dyspozycji. Później pomyślę o wzmocnieniach i uzupełnieniach składu.
Co było największą porażką w czasie twojego pobytu w Lubartowie?
- Przegrane mecze, które są potrzebne, by wyciągać wnioski. Nauka trwa cały czas, całe życie. Na szczęście nie zanotowałem wielu przegranych w czasie pracy w Lewarcie. Najczęściej schodziliśmy z boiska w roli wygranych.
Wściekłość?
- Była, a taka bardzo duża po remisie w Rykach. Wprawdzie zremisowaliśmy, ale mieliśmy karnego, którego nie wykorzystał Michał Budzyński. Byłem wściekły, że z tak słabym zespołem nie umieliśmy zdobyć trzech punktów. Czasami tak się dzieje. To jest piłka. Takie rzeczy już wcześniej widziałem.
A poza boiskiem co ciebie wkurzało?
- Nie jestem mocno wymagający co do warunków. Wiadomo, że chciałoby się perfekcji, ale wiedziałem, że pracuję w czwartej lidze, a nie pierwszej czy Ekstraklasie.
Szatnie...
- Tego mi nie będzie brakowało. Skłamałbym, gdyby było inaczej. Powiem tak: "widziały gały, co brały". Było gdzie się przebrać i wziąć prysznic.
Taka sytuacja: dzwoni twój kolega i pyta, czy warto wziąć Lewart, bo właśnie dostał propozycję...
- Oczywiście, że doradziłbym, by spróbował przygody. Warunki do treningów są bardzo dobre, jak na tą ligę. Nic więcej nie trzeba. Organizacyjnie również pójdzie do przodu. Wierzę w to. Jest nowy, młody prezes, który ma wizję na postęp.
Pojawisz się na meczach Lewartu?
- Jeśli tylko będę miał czas. Zżyłem się z zawodnikami, będę chciał śledzić ich losy i formę. Teraz skupiam się na Avii. Jest co robić.
Dlaczego zdecydowałeś się na przenosiny do Avii?
- Długo się zastanawiałem. Chcę się rozwijać w trenerce i stawiać sobie coraz ambitniejsze cele. Będę pracował o poziom wyżej, czyli sportowo awansowałem. Zapowiada się ciężkie zadanie. Trzecia liga w zbliżającym się sezonie będzie piekielnie silna.
Dało się zauważyć, że wraz z pierwszym gwizdkiem zmieniasz się ze spokojnego człowieka w wulkan emocji...
- Każdy mnie zna właśnie z tej pierwszej strony. W czasach gry w Cracovii Kraków panie, które dbały o nasze stroje, nie mogły uwierzyć, że ten cichutki i skromny człowiek zupełnie inaczej wygląda na boisku. U mnie jest pstryk i wiem, że muszę być sku....
Siwe włosy...
- Mówię ci. Pojawiło się ich bardzo dużo, za dużo. Pod koniec byłem trochę spokojniejszy. Walczyliśmy na luzie i wykręciliśmy wicemistrzostwo.
Lepiej być zawodnikiem?
- Każdy piłkarz skupia się tylko na sobie. Trener musi ogarnąć kilkunastu graczy na boisku. Dużo więcej emocji towarzyszy mi przebywanie na ławce, a nie jak wcześniej na boisku.
Wiesz, czego nie wybaczą tobie kibice Lewartu?
- Dawaj.
Nigdy nie wyszedłeś na boisko jako zawodnik...
- Była taka szansa, jednak do tego nie doszło. Zostałem zgłoszony do rozgrywek, lecz nie było potrzeby, bym się przebierał. Pokopałem piłkę z zawodnikami na treningach.
Powiedziałeś w Lewarcie "do widzenia", czy "żegnajcie na zawsze"?
- Nie chciał mnie puścić Janusz Mitura. Nikt nie zna swoich losów. Pożegnałem się jak normalny człowiek. Jeszcze nie raz zawitam do Lubartowa. A może jako trener?
Mieliśmy przyjemność rozmawiać co kilka dni i cieszę się, że byłeś dobrym rozmówcą, chociaż...
- Nie znaliśmy się i jestem człowiekiem, który nie otwiera się przy pierwszym kontakcie. Muszę poznać drugą osobę.
Początkowo bałem się, bo trudno było z ciebie wydusić kilka zdań...
- Nauczyłem się trochę przy tobie, a tego dowodem niech będzie wywiad...