Przed salą, na której we wtorek, 23 czerwca, sąd miał ogłosić wyrok w sprawie Mateusza K. kłębił się spory tłum dziennikarzy i fotoreporterów. Okazało się, że oskarżony nie zostanie doprowadzony na ogłoszenie orzeczenia. Dowie się o nim siedząc w areszcie. Przyszedł tylko jego adwokat.
Sąd: to z gniewu
- 9 sierpnia 2013 roku działając w zamiarze bezpośrednim zabójstwa Anny Szysiak ostrzem noża typu scyzoryk wykonał co najmniej trzy ruchy posuwiste w poprzek szyi bez wyjmowania narzędzia - ogłaszał wyrok sędzia Maciej Kielasiński.
Anna zmarła z wykrwawienia.
- Czynu tego dopuścił się działając w stanie reakcji dysforycznej, który to stan psychiczny w znacznym stopniu ograniczał zdolność rozpoznania znaczenia czynu i pokierowania swoim postępowaniem - zakończył sędzia.
Kara - 12 lat więzienia.
Uzasadnienie wyroku było tajne, jak cały proces. Ale wiele mówi już samo orzeczenie. Wynika z niego, że według sądu zabójstwo było efektem gwałtownego wyładowania agresji. Osoba, która ma nastrój dysforyczny zwany inaczej gniewnym, z błahej przyczyny reaguje agresywnie. A Mateusz K. miał przez to ograniczoną poczytalność.
Rodzina zabitej: To za niska kara
Wiadomo, że apelację od wyroku złożą rodzice zamordowanej, którzy na procesie byli oskarżycielami posiłkowymi. Na pierwszej rozprawie zabiegali, żeby proces był jawny. Popierała ich prokuratura. Sąd za ważniejszy uznał interes oskarżonego i na wniosek obrońcy proces utajnił. Na ostatniej rozprawie oskarżyciele posiłkowi domagali się dożywocia.
Wyrok 12 lat więzienia - bardzo ich zaskoczył.
- W apelacji będziemy się domagać wyższej kary - mówi Ewa Szysiak, matka zamordowanej. - Odsiedział już dwa lata, minie jeszcze cztery i będzie mógł wyjść przedterminowo.
Rankiem 9 sierpnia 2013 roku Mateusz K. przyszedł do domu przy ul. Krętej w Lubartowie, gdzie mieszkała jego była już dziewczyna. Potem na przesłuchaniu twierdził, że nie pamięta, co wówczas tam zaszło.
Matka zamordowanej nie zgadza się z tym, że zabójstwo było wynikiem nagłego wybuchu u niego agresji.
- Kilka dni wcześniej przysłał córce sms o tym, że "podjął już decyzję", 9 sierpnia czekał w aucie aż rano wyjdę z domu, wiedział, że Ania się go boi bo kilka dni wcześniej mieli scysję - wylicza. - Nie wydaje mi się, że przyszedł tylko porozmawiać. Nie musiał po to czekać aż wyjdę. Przecież jak przychodził rozmawiać to ja nie wchodziłam do pokoju.
Mężczyzna przyszedł do domu Szysiaków z nożem.
- Musiał trzymać córkę za głowę, żeby przeciągnąć kilka razy nożem po szyi, przecież w złości to by na oślep zadawał ciosy. A potem spokojnie poszedł do samochodu. Odjechał z zatłoczonego parkingu, nikogo nie zahaczył - dodaje kobieta.
Tego samego ranka Mateusz K. pojechał autem na rodzinną działkę do Tarła pod Lubartowem. Próbował podpalić się w samochodzie. Rzucał się pod przejeżdżające auta. Z oparzeniami trafił do szpitala. Pod spalonym samochodem Mateusza K. odnaleziono narzędzie zbrodni.
Szczęście trwało dwa lata
Anna Szysiak i Mateusz K. byli parą przez trzy lata. - Przez pierwsze dwa lata układało im się bardzo dobrze - wspomina Ewa Szysiak. Dzień przed zabójstwem mijała trzyletnia rocznica ich związku.
Mieszkali w Lublinie. Anna studiowała kosmetologię. Mateusz K. chciał iść na medycynę, ale musiał poprawić wyniki egzaminu maturalnego. Planowali ślub.
Na początku sierpnia 2013 roku, tydzień przez zabójstwem Anna przyjechała do domu z Lublina. Powiedziała, że ostatecznie odchodzi od Mateusza K. Od tamtej pory była już w domu rodzinnym przy ul. Krętej. 9 sierpnia rankiem matka próbował ją namówić na spacer. Dziewczyna postanowiła zostać w domu. Mateusz K. otworzył drzwi, bo miał klucz.
- Pewnie myślała, że to ja wracam - mówi Ewa Szysiak. - Nakładała właśnie soczewki kontaktowe.
Odwołanie prokuratora i obrońcy
Zaraz po ogłoszeniu wyroku prokuratura zdecydowała, że odwoła się od orzeczenia.
- Domagaliśmy się 25 lat pozbawienia wolności dla oskarżonego - mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Takie plany ma również obrońca Mateusza K.
- Będzie apelacja od wysokości kary - mówi adwokat Stanisław Estreich. - Oskarżony miał w znacznym stopniu ograniczoną poczytalność, więc sad mógł tu nawet nadzwyczajnie złagodzić karę.
W sądzie są już wnioski o pisemne uzasadnienie wyroku. Po jego sporządzeniu, będzie można złożyć apelacje. Potem sprawa trafi do Sądu Apelacyjnego w Lublinie. Termin rozprawy zostanie wyznaczony najwcześniej jesienią.