Zdecydowana większość mieszkańców Stoczka Kockiego i Skarbiciesza z gminy Jeziorzany zabiega o to, by ich wsie przeniesiono w granice gminy Kock. Wszystko dlatego, że jak twierdzą od dawna nie mogą się oni doprosić o inwestycje drogowe w swoich miejscowościach. Tymczasem władze Kocka uruchomiły już procedurę. Na ostatniej, listopadowej sesji Rady Gminy Jeziorzany radni burzliwie dyskutowali o całym zamieszaniu.
Bat na własny tyłek i zdrajcy Chrystusa
Pamiętam, jak wyglądała droga w Stoczku Kockim za czasów poprzedniego wójta, pana Wałeckiego. Tam było błoto, ciągnikami trzeba było wyciągać stamtąd samochody. To była wówczas droga powiatowa. Gmina ją przejęła, by zrobić tam remont. I żałuję, bo zrobiliśmy bat na własny tyłek...
- obrazowo wspomina Edward Ciota.
Pamiętam też drogę do Skarbiciesza, którą wyremontowaliśmy tym ludziom, choć musieliśmy wybierać pomiędzy tą drogą a inwestycją w drogę do Charlejowa. Dziś ci ludzie nas zdradzają. Patrząc na niektórych, to czuję się tak, jakbym patrzył na tych, co zdradzili Pana Jezusa. Nie wyobrażam sobie, by radny, myślę tu o Jacku (Dowgielu - przyp. red.), działał na szkodę swojej gminy
- wytykał siedzącemu obok radnemu ze Stoczka Kockiego.
Reprezentujący mieszkańców swojej wsi radny nie zgadza się z zarzutami części radnych z gminy Jeziorzany. Jak wyjaśnia, słucha głosu i potrzeb swoich sąsiadów.
Nie działam na szkodę gminy. To nie gmina mnie wybierała na radnego, tylko ludzie. Nie mogę być przeciwko nim
- odpiera Jacek Dowgiel.
Przedwyborcze popisy?
Samorządowcy z Jeziorzan mają pretensje do władz Kocka o sposób przeprowadzania całego procesu.
Pan Futera podchodzi do tych miejscowości, jak Putin do Krymu. To jest niepoważne
- mówi wprost Edward Ciota.
Tomasz Futera nie widzi żadnej analogii opisywanej sytuacji do wydarzeń związanych z rosyjską aneksją Krymu.
To straszne porównanie. My nie robimy nic na siłę, po prostu szanujemy wybór ludzi, którzy przecież mają do takowego prawo. Ja nawet ich dwukrotnie odsyłałem do wójta Jeziorzan i kontaktowałem się z nim, żeby obie strony załagodziły spór. Wybrali jednak inną drogę
- zaznacza burmistrz Kocka.
Tu nie o ułatwienie życia mieszkańcom chodzi, a o zapewnienie spokojnego funkcjonowania swojej szkole i popisywanie się przed wyborcami - tak całą sytuację odbiera wójt gminy Jeziorzany.
Można pogratulować panu burmistrzowi sprawnego przeprowadzania procedury zmiany granic
- ironizuje Jarosław Radomski.
Mniejszy będzie jeszcze mniejszy, a większy jeszcze większy. Jaki cel ma gmina Kock, w ograbianiu gminy Jeziorzany? Burmistrzowi nie chodzi o chęć poprawy sytuacji w tych wsiach, a o to, by mieszkańcy nie przenieśli dzieci ze szkoły w Poizdowie do naszej szkoły, bo to oznaczałoby problem dla ich placówki. Zaproponowałem burmistrzowi Kocka wspólne finansowanie remontu tych dróg w ramach tzw. schetynówek, aby jego autobus szkolny nie jeździł po dziurawych drogach. Nie dostałem żadnej odpowiedzi. Kosztem naszej gminy burmistrz chce realizować swoje ambicje, wykazywać przed wyborcami.
Ja nie mam żadnych ambicji do terytorialnego poszerzania naszej gminy
- zarzeka się Tomasz Futera.
Uczciwie będzie, jeśli przeprowadzimy remonty dróg w tych dwóch wsiach, gdy będą w granicach gminy Kock, ze względu na ich młodzież w naszej szkole w Poizdowie. Rzeczywiście, wójt proponował wspólne składanie wniosku, ale nie podjęliśmy tematu. Finansowanie remontu w innej gminie to byłoby działanie bez precedensu. Nasi radni są temu przeciwni, tak samo jak mieszkańcy
- wyjaśnia burmistrz Kocka.
Wójt: Uwaga na projekty. Burmistrz: Spokojnie
Jarosław Radomski zapowiada, że jeśli wsie przejdą w granice gminy Kock, to będzie się domagać od tego samorządu rekompensaty za wykonaną infrastrukturę komunalną. Do tego przypomina mieszkańcom, że ci korzystają z projektów unijnych, które muszą mieć przecież odpowiednio długą trwałość.
Majątek, który w ramach tych projektów został pozyskany, wciąż jest własnością gminy. Co dalej z tym majątkiem, z wymaganą przepisami trwałością projektu, gdy zmienią się granice gmin? Nie wyobrażam sobie, by za to płaciła nasza gmina
- mówi wójt i wbija szpilkę sąsiadom oraz przestrzega "Zbuntowanych" (bo tak, po artykułach pod takim tytułem we Wspólnocie, nazywani są przez niektórych inicjatorzy jeziorzańskiego "Brexitu"):
Kock nie zrealizował żadnego projektu, i jestem tego pewien, który swoim zasięgiem obejmowałby wszystkich mieszkańców gminy. A my takich projektów mieliśmy kilka: instalacje solarne, zakup komputerów, przydomowe oczyszczalnie. Poza tym opłaty za wodę w Kocku są o 25 proc. droższe, niż w Jeziorzanach. Wyższe są też podatki i opłaty za odpady.
Burmistrz Kocka dementuje informacje o ewentualnym zagrożeniu trwałości unijnych projektów.
Obawy są bezpodstawne, potwierdził nam to Urząd Marszałkowski. Wszelkie urządzenia pozyskane w ramach projektów zachowają trwałość niezależnie od zmian granic gmin
- uspokaja Tomasz Futera.
Jeszcze w tym roku władze gminy Jeziorzany mają podać swoje oficjalne stanowisko w tej sprawie, które zostanie przedstawione Radzie Miejskiej w Kocku. Ta podejmie uchwałę o wysłaniu lub nie wysłaniu wniosku o przyłączenie dwóch wsi w swoje granice do końca marca 2017 roku. Jeśli wniosek zostanie wysłany, ostateczną decyzję podejmie premier, najpóźniej do końca lipca.