W: Przez 8 lat był Pan burmistrzem Lubartowa. Co będzie Pan robił po oddaniu władzy w mieście?
B: W prawie trzydziestoletniej służbie samorządowej, zawsze koncentrowałem się na tej jednej misji, którą wykonywałem i chciałem wykonywać. Chwilowo zamieszkując poza Lubartowem, nie starowałem jednocześnie na radnego miasta, gdzie mój start wymagałby złożenia fałszywego oświadczenia. Dlatego też nie kalkulowałem i nie organizowałem dla siebie tzw. "planu B". Jeśli obecni "organizatorzy życia społecznego" zechcą wykorzystać mój dorobek i moje doświadczenie to mam wolę, myślę że i siły, aby jeszcze zawodowo popracować.
W: Czy wynik wyborów jest dla Pana klęską, czy tylko niepowodzeniem?
B: Swoim zaufaniem obdarzyło mnie prawie 4,5 tys. mieszkańców, czyli podobnie jak 4 i 8 lat temu. Po 8 latach ciągłej propagandy i negatywnej o mnie kampanii telewizji spółdzielnianej, w moim przekonaniu wyniku wyborczego nie można oceniać jako klęski.
W: Dlaczego Pańskim zdaniem wyborcy poparli w większości Krzysztofa Paśnika?
B: Myślę, że miało znaczenie kilka przyczyn. Jak już wspomniałem, jedną z nich była propaganda i bezustanna akcja z ulicy Cichej.(...)
W: Jakich inwestycji, których nie dokończy Pan jako burmistrz, najbardziej Pan żałuje?
B: Wszystkich, które olbrzymim wysiłkiem pracy przygotowaliśmy i na które pozyskaliśmy pieniądze zewnętrzne. Myślę o modernizacji oświetlenia ulicznego w całym mieście, o parku, stawie, amfiteatrze i sensorycznych placach zabaw. Potężną pracę wykonaliśmy przy opracowaniu ścieżek rowerowych i parkingach przesiadkowych przy PKP. Myślę o niedokończonych termomodernizacjach SP3 i LO, o rozpoczętym boisku piłkarskim z nawierzchnią trawiastą. Mam jednak świadomość, że w działalności publicznej jest często tak, że jeden sieje drugi zbiera. Życzę mojemu następcy, aby w szybkim czasie te zadania dokończył.
Obszerna rozmowa w wydaniu papierowym Wspólnoty Lubartowskiej