Latem 2015 r. Ostrów Lubelski żył pod terrorem podpalaczy. Paliły się bele słomy, nieużytki, ściółka leśna, nieużywanie budynki, stodoły. Ludzie w nocy pilnowali swojego dobytku. Spali na polach, chodzili z psami. Niektórzy do dziś odczuwają stres. Sprawcami nieszczęść okazali się czterej mieszkańcy gminy, w tym strażacy OSP. Trzej z nich już dobrowolnie poddali się karze i dostali wyroki bez procesu. Czwarty, Patryk B., stanął 4 kwietnia przed lubartowskim sądem. Na rozprawie stawił się drobny, szczupły, krótko ostrzyżony młody człowiek. Odpowiada z wolnej stopy. Po zatrzymaniu lubartowska prokuratura domagała się jego aresztowania, ale nie zgodził się na to sąd.
- Gdzie pan pracuje? - zadał pytanie obrońca oskarżonego, mecenas Arkadiusz Mazurek.
- W chłodni, mam mieć przedłużoną umowę. Zarabiam 1600 zł - mówił Patryk B.
Ratowali gospodarstwo przed ogniem
Prokurator Piotr Majka odczytał akt oskarżenia. Wymieniał w nim m.in. podpalenie 200 kul słomy, od których zapaliła się stodoła, podpalenie drewnianego budynku w Ostrowie, podpalenie kul słomy na polu. Oskarżony przyznał się do winy, ale skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień. Zgodził się tylko na odpowiadanie na pytania prokuratora.
Sędzia Dorota Bartoszek - Osuchowska odczytała więc to, co mówił podczas przesłuchań przez policję.
Opisywał, jak z kolegą z OSP potkał się przy piwie, rozmawiali o pożarach. Kolega powiedział mu, że można spalić stodołę za szkołą. Patryk B. jednak zaproponował inną stodołę. Miał w domu butelkę benzyny, przy jej pomocy podpalili stodołę. Potem brali udział w jej gaszeniu.
(…)
Najnowszy numer Wspólnoty już w Twoim punkcie sprzedaży.