O Marii Siej, właścicielce cukierni w Lubartowie słyszała już cała Polska. To za sprawą jej słynnych lodów tradycyjnych i lubartowskiego makowca, goszczącego na krajowych i międzynarodowych jarmarkach produktów regionalnych.
Już w dzieciństwie pomagała mamie w lodziarni, która już od 1956 r. prowadziła taką w Ostrowie Lubelskim.
Powiedziałam sobie, że nigdy nie otworzę lodziarni. Miałam dosyć takiej pracy, kiedy we wszystkie soboty i niedziele byłam zajęta. Nie mogłam wtedy mieć wolnego czasu jak inne dziewczyny w moim wieku i pójść np. z koleżankami nad Jezioro Miejskie
- wspomina pani Maria.
Stało się inaczej. W 1980 r. otworzyła lodziarnię w Lubartowie. Od razu okazała się strzałem w dziesiątkę.
To były czasy długich kolejek, bo lodów nie można było kupić w sklepach. Nie było znacznej konkurencji w branży, więc ludzie stali godzinę, a nawet dłużej po lody. "Merkury" w Lubartowie dopiero się budował, więc kolejki były aż do samego budynku
- wspomina lubartowianka.
Wtedy w lodziarni można było zjeść kręcone lody w trzech smakach - czekoladowym, owocowym i śmietankowym, a dzisiaj w Barze Cukierniczym Marii Siej można kupić ponad 40 smaków lodów.
Jej makowce są popularne nawet w USA
Od 1996 r. mistrzyni cukiernictwa zajęła się także sprzedażą ciast.
Postanowiłam rozszerzyć działalność po powrocie z targów lodziarsko-cukierniczych w Remini. Koledzy po fachu z Warszawy zachęcili mnie do rozwinięcia działalności, a ja nie boję się nowych wyzwań
- mówi Maria Siej.
W jej cukierni wśród słodkości królują także paszteciki z grzybami na ciście francuskim. W 2009 r. Regionalna Izba Gospodarcza przyznała potrawie I miejsce w kategorii przekąsek i dań gotowych Wojewódzkiego Lidera Smaku.
Ten przepis jest w mojej rodzinie od pokoleń i szczególnie był wykorzystywany w czasie Świąt Bożego Narodzenia. To prawda, że najlepiej smakuje z barszczem czerwonym
- mówi pani Maria.
Rok później na podium w kategorii wyrobów ciastkarskich znalazł się "makowiec lubartowski".
W naszym regionie ciasto uznane za bożonarodzeniowe, ale w innych częściach Polski piecze się je także na Wielkanoc. Co go odróżnia na tle innych? Warstwa ciasta jest sporo cieńsza w stosunku do porcji maku. Z kolei masa makowa to najlepszy niebieski mak, trzy razy zmielony, a do tego miód, orzechy i rodzynki. Żadnych konserwantów
- wyjaśnia autorka przepisu.
Lubartowski makowiec wiedzie prym nie tylko na Lubelszczyźnie czy w innych regionach Polski, ale stał się międzynarodowym przysmakiem, który znalazł swoich sympatyków w USA.
Makowiec był na wszystkich możliwych jarmarkach czy targach regionalnych. Mam klientów ze Stanów Zjednoczonych, którzy w Polsce spróbowali makowca i od tego czasu zamawiają go u mnie. Wtedy makowiec lubartowski leci pocztą do USA
- mówi z uśmiechem lubartowianka.
Teraz kolej na lody i szarlotkę
W grudniu 2012 r. Marii Siej przyznano Laur Promocyjny, który pozwolił paszteciki z grzybami, a także makowiec lubartowski wpisać na Listę Produktów Tradycyjnych. Zostały opisane w publikacji - "W krainie lubelskich produktów tradycyjnych".
Opatentowałam oba produkty, ale procedura rejestracyjna nie jest wcale prosta. Są wytyczne opracowane przez Ministerstwo Rolnictwa. Każdy przepis jest szczegółowo badany przez ekspertów pod kątem wykorzystanych produktów oraz ich pochodzenia
- tłumaczy lubartowianka, która już przygotowuje kolejne dwa swoje przepisy do rejestracji.
Będą to lody tradycyjne na bazie śmietankowej i owocowej oraz szarlotka razowo-żytnia. To powrót do korzeni - przecież działalność zaczynałam od produkcji lodów
- mówi Maria Siej.
Jej szarlotka już została doceniona - na zeszłorocznym Wojewódzkim Święcie Sadów w Józefowie nad Wisłą zajęła I miejsce.
Jednak jej pomysłodawczyni nie chce zdradzić przepisu na to ciasto.
Nigdy nie zdradzam przepisów, bo tak naprawdę powstają spontanicznie. Tak przychodzą nowe pomysły - metodą prób i błędów. Zanim powstał dobry sernik z kaszy jaglanej, mnóstwo się zmarnowało. Śmieję się, że to już skrzywienie zawodowe, kiedy nawet w nocy śnią mi się nowe przepisy
- mówi Maria Siej.
Tak powstał m.in. sernik z makiem i jabłkami, nazwany "snem szefowej".
W jej przedsiębiorstwie nie ma ludzi z przypadku.
Moimi pracownikami są tylko ci, których sama wyszkoliłam
- przyznaje, a wyszkoliła już ponad setkę cukierników, a w tym własne dzieci, które w przyszłości przejmą rodzinny interes.
Mam jednego wnuka - Konrada, którego także wyszkolę, niech tylko zda w tym roku maturę
- śmieje się Maria Siej.
Platynowy mistrz rzemiosła
W 2011 r. Marii Siej udało się pozyskać środki unijne na rozwój cukierni. Nie ma zamiaru jednak spoczywać na laurach. Kiedy w 2009 r. mówiła Wspólnocie, że nie ma już marzeń i czuje się spełniona. Dzisiaj jest innego zdania.
Już się z tym nie zgadzam. Ciągle do czegoś dążę, nie wystarcza mi to, co już mam. Rozwijam się, nie stoję w miejscu. Sukces trzeba sobie wypracować, a nagrodą jest prestiż. Nie chcę jeszcze odpoczywać
- mówi szczerze w rozmowie ze Wspólnotą.