Przygoda Jana Romaniuka z fotografią zaczęła się w 1944 r.
- Miałem wtedy 6 lat. Niedaleko naszego domu w Kolonii Wisznice było radzieckie lotnisko polowe. Były dziewczyny, był starszyna. Mój brat miał im robić zdjęcia, ale miał jakieś spotkanie z dziewczyną, kazał mi pójść. Pokazał jak się robi zdjęcia, założył film i zrobiłem - opowiada.
Pan Jan ma kilka aparatów, przydały się, kiedy jako nauczyciel prowadził kółko fotograficzne. Najstarszy z nich został wyprodukowany w 1919 r. Pan Jan kupił go od przedwojennego adwokata. To aparat marki Tenax.
- Była matówka, ustawiało się ostrość. Wkładało się magazynek z kliszą, można było robić na szkle, albo na kliszach ciętych - opowiada. Aparat miał celownik sportowy do zdjęć w ruchu, można też było przesuwać obiektyw w pionie. To po to, żeby przy fotografowaniu architektury linia dachów nie zbiegała się.
- Obiektyw był dobry. Jeszcze w latach siedemdziesiątych robiłem nim zdjęcia. Przyszli do mnie uczniowie, którzy na zakończenie szkoły chcieli zrobić pamiątkowe tableau. Ale u fotografa twarze wyszły czarne. Zrobiłem im zdjęcia starym aparatem i twarze wyszły bardzo wyraźne - opowiada Jan Romaniuk