Uratowani mężczyźni w ubiegłym tygodniu wyszli ze szpitala. Odzyskali siły i czują się dobrze.
Pan Wacław, 64-letni wędkarz z gminy Lubartów opowiedział "Wspólnocie" jak ze swoim bratem stryjecznym, 71-letnim Zdzisławem z Lublina znalazł się w śmiertelnej pułapce lodowatej wody rozlewiska w Dratowie Nowej Wsi.
Tam w sobotę, 13 listopada wędkarze łowili ryby na głębokiej wodzie. Każdy w swojej łódce. Wiatr dmuchał, na wodzie tworzyły się fale. Pan Wacław spojrzał na zegarek: była za pięć dwunasta.
Gdy złapał się drugiej łódki, też się wywróciła
- Już mieliśmy się zbierać do domu. Wstałem, żeby tylko poprawić siedzisko. Wtedy łódka zagibotała się i jakoś przechyliła. I nagle cyk: jestem w wodzie. W dodatku znalazłem się pod łódką. Brat mi jakoś pomógł i wydobyłem się na powierzchnię, ale nie mogłem płynąć ze względu na ciężar namoczonych ubrań – opowiada pan Wacław.
- Złapałem się łódki brata i ona też się przewróciła. Wtedy obydwaj znaleźliśmy się w wodzie. Brat mówił: "Waciu, nie uratujemy się, nie ma szans!". Przyznałem mu rację. Nie byliśmy stanie się uratować. Łódki mieliśmy zakotwiczone. Wołaliśmy o pomoc, wiedząc, że jeśli nie przyjdzie, to zostało nam już tylko czekanie na śmierć – dodaje.
Traf chciał, że około godz. 13, kiedy mężczyźni byli już dobrą godzinę w lodowatej wodzie, obok rozlewiska przejeżdżał mieszkający niedaleko druh OSP Dratów Mirosław Źrubek, którego uwagę przykuło pływające w wodzie wiadro z przynętą.
Całość artykułu w papierowym wydaniu Wspólnoty
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.