Diagnoza i pierwsze łzy
Paulina i Tomasz Sikora mieszkają w miejscowości Lipniak w gminie Kock. 29-latek i 30-latka wychowują dwójkę dzieci: 11-letnią Lenę i 8-letniego Antka. W ostatnim czasie starali się o kolejnego potomka. Sporą radość sprawił więc im pozytywny wynik testu ciążowego, wykonanego w październiku. Z wynikiem testu Paulina 13 października trafiła do prywatnego gabinetu lekarki, która jednocześnie pracuje na Oddziale Ginekologicznym szpitala w Lubartowie.
- Żeby potwierdzić ciążę. Dwa lata temu miałam poronienie. Chciałam mieć pewność co do ciąży jak najwcześniej, by nie ryzykować przeciążenia w pracy. Zdecydowaliśmy się na tę lekarkę, bo w przeszłości bardzo dobrze się mną zaopiekowała, gdy byłam w szpitalu - opowiada Paulina. - Przeprowadziła mi badanie USG. Nie uwierzyła mi, że to 3-tygodniowa ciąża. A byłam pewna tego, bo kontrolowałam sytuację. Stwierdziła, że to ciąża 8-tygodniowa. Martwa. Pokazywała mi na obrazie z USG plamkę i objaśniała: "Tu jest rączka, tu jest główka". I dała mi skierowanie na oczyszczenie macicy. Popłakałam się. Nie dostałam od lekarki żadnego wsparcia, empatii. Nie zaproponowała mi nawet chusteczki... - wspomina nasza rozmówczyni.
Diagnoza: poronienie chybione, co oznacza obumarcie płodu w macicy, bez oznak wydalenia.
Cień nadziei
30-latka zgłosiła się na Oddział Ginekologiczny szpitala w Lubartowie następnego dnia.
- Proponowałem żonie, żeby pojechać tam jeszcze tego samego dnia, po wizycie w gabinecie i pierwszej diagnozie. Ale powiedziała, że nie jest jeszcze gotowa na to psychicznie. Gdyby stało się tak, jak proponowałem, naszego dziecka już prawdopodobnie by nie było. A my nawet nie wiedzielibyśmy, że ono żyło.
Dyżur tego dnia miał dr Mohammad Suleiman.
- Zbadał mnie. Wstępne wyniki wskazywały na to, że to jest jednak bardzo wczesna ciąża, maksymalnie 4-tygodniowa. Doktor nie dał mi żadnej gwarancji, ale w pewien sposób mnie uspokoił. Powtarzał, że potrzeba czasu, obserwacji i kolejnych badań. Miały zostać wykonane za dwa dni - relacjonuje Paulina.
Tymczasem następnego dnia dyżur mieli inni lekarze.
- Wykonali mi kolejne badanie USG. Lekarz od razu potwierdził tezę lekarki, która postawiła pierwszą diagnozę: 8-tygodniowa martwa ciąża. Wraz z drugą lekarką zaproponowali mi tabletkę wczesnoporonną cytotec. Ma na celu oczyszczenie macicy. Lekarka już ją miała w ręku, tam w gabinecie - wspomina mieszkanka Lipniaka. - Zapytałam, jak to jest, że jeden lekarz widzi żywe dziecko, a inni martwą. Lekarz stwierdził, że dla niego jest wszystko jasne. Że on wie, co widzi. I nie ma potrzeby wykonania kolejnych badań. Odmówiłam przyjęcia tabletki - mówi.
"Brak decyzji pacjentki"
SMS
Każdy dzień od diagnozy wydanej 13 października był dla rodziny Sikorów jak koszmar.
- Te trzy dni w szpitalu są jak wycięte z mojego życiorysu. Potem miałam taki mętlik w głowie. Wyszłam ze szpitala w większej niewiedzy niż przed pobytem w szpitalu. Ta trauma zostanie ze mną do końca życia - przyznaje Paulina.
Po wyjściu ze szpitala w Lubartowie, gdzie ostatecznie, na co wskazuje wypis, potwierdzono pierwszą diagnozę, gigantyczna niepewność.
Tymczasem niedługo po opuszczeniu murów szpitala, Paulina dostała sms-a. Od lekarki, która postawiła pierwszą diagnozę i dała jej wypis ze szpitala.
"Przepraszam, że niepokoję, ale przeanalizowałam pani obraz w USG i taki bałagan w macicy może być po implantacji zarodka i dr Suleiman może mieć rację, że to wczesna ciąża. Proszę być dobrej myśli."
Gdyby...
- Dwa tygodnie po wyjściu ze szpitala pojechaliśmy na badania do dr. Suleimana, do jego gabinetu. Diagnoza? Dziecko jest zdrowe, bije mu już serduszko... - mówi Tomasz.
Kolejne badanie wykonane pod koniec listopada przez dr. Suleimana: 12-tygodniowa ciąża prawidłowa, dziecko jest zdrowe, serce bije prawidłowo.
- Gdyby nie doktor Suleiman... Będziemy mu wdzięczni do końca życia, bo uratował życie naszego dziecka. Jego teza całkowicie się sprawdziła - podkreśla Tomasz.
Konsekwencje
Co na to szpital?
Dlaczego lekarka zignorowała diagnozę innego lekarza z Oddziału Ginekologicznego?
Dlaczego wyniki dwóch badań przeprowadzonych przez wspomnianego lekarza nie znalazły się w karcie informacyjnej leczenia szpitalnego wydanej przez tę lekarkę?
Czy sms-y to przyjęta w SPZOZ w Lubartowie forma komunikacji lekarzy z pacjentami?
I wreszcie: jakie konsekwencje szpital wyciągnął lub zamierza wyciągnąć w związku ze sprawą mylnej diagnozy stanu ciąży Pauliny Sikory?
Szpital bardzo podkreśla, że diagnoza została postawiona w prywatnym gabinecie, choć to przede wszystkim na karcie z wypisu ze szpitala czytamy, że badania szpitalne potwierdziły rozpoznanie o chybionym poronieniu.
"Dyrekcja zapoznała się ze sprawą pani Pauliny Sikory, w dalszym ciągu trwają wewnętrzne wyjaśnienia dotyczące pobytu pacjentki na oddziale szpitalnym. Zaznaczam, iż pacjentka korzystała z wizyt w prywatnym gabinecie lekarskim i to w tym gabinecie została postawiona diagnoza. Po wyjściu ze szpitala pacjentka również zapisała się na wizytę kontrolną do Pani doktor. Sms wysłany przez Panią doktor był wiadomością prywatną od lekarza świadczącego prywatną praktykę lekarską. Ten typ kontaktu nie jest formą komunikacji przyjętą w SPZOZ w Lubartowie" - odpowiedziała mailowo Wioleta Wojciechowska, rzeczniczka szpitala w Lubartowie.
Z pytaniami zwróciliśmy się też do lekarki, która najpierw postawiła diagnozę w swoim prywatnym gabinecie, a później potwierdziła ją w szpitalu w Lubartowie. Lekarka zastrzegła, że nie zamierza o tej sprawie rozmawiać przez telefon, a wyłącznie podczas osobistego spotkania z dziennikarzem. Tuż przed umówionym spotkaniem z dziennikarzem lekarka odwołała rozmowę.
- Nie będę z panem rozmawiała, proszę się zgłosić do rzecznika szpitala. Nic więcej nie mogę powiedzieć - powiedziała.
Paulina i Tomasz Sikorowie są za to dozgonnie wdzięczni dr Suleimanowi.
- Zdiagnozowałem pacjentkę według swojej wiedzy. Wykluczyłem ciążę obumarłą, to była błędna diagnoza. Ja tylko spełniałem swoje obowiązki. Dzięki Bogu wszystko jest w porządku z ciążą pacjentki, teraz jest pod moją opieką. Nie chcę komentować całej sprawy ani osądzać innych, bo nie jestem do tego uprawniony, jestem tylko lekarzem. Od wyjaśniania są dyrektor szpitala i kierownik oddziału - podkreśla dr Mohammad Suleiman.
Marysia albo Staś
Tymczasem państwo Sikorowie oczekują dziecka. Poród za około pół roku. Paulina zamierza rodzić na lubartowskiej porodówce. Ta cieszy się dobrą opinią. W przeciwieństwie do innych porodówek szpitali powiatowych w regionie liczba porodów w Lubartowie wzrasta. W ostatnich dwóch latach na świat przyszło tam ponad tysiąc dzieci.- Chcemy, by nad porodem czuwał dr Suleiman. Jednak jeśli lekarze, którzy postawili niewłaściwą diagnozę i ją forsowali, pozostaną bez konsekwencji, zrezygnujemy z usług szpitala w Lubartowie - zastrzegają nasi rozmówcy.
Jeśli będzie to dziewczynka, na imię będzie miała na pewno Marysia. Jeśli urodzi się chłopiec, to na imię będzie miał, najprawdopodobniej, Staś.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.