reklama
reklama

Byłym pracownikom należy się po 5-6 tys. zł. Firma krawiecka w tarapatach

Opublikowano:
Autor:

Byłym pracownikom należy się po 5-6 tys. zł. Firma krawiecka w tarapatach - Zdjęcie główne

Prezes Jacek Parol

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Informacje lubartowskieFirma, która przed laty miała sklepy w Lublinie i Warszawie, nie płaci pracownicom. - Nie ma pieniędzy, firma jest w ciężkiej sytuacji - tłumaczy prezes. - Składamy pozwy, będziemy się domagać zapłaty - byłe pracownice walczą o swoje.
reklama

- Firma, w której pracowałyśmy zalega z zapłatą dla nas od lutego - mówią byłe pracownice jednej z firm działających w Lubartowie. 

Kilka kobiet przyszło poskarżyć się na  byłego pracodawcę, w podobnej sytuacji jest jednak więcej osób. 
 
25 lat pracy, a wypłaty nie ma
Kobiety przepracowały w firmie zajmującej się produkcją odzieży wiele lat, niektóre ponad 20. Są też takie, które pracowały krócej, 1,5 roku. 
 Do  bieżącego roku wypłaty były do 10 dnia każdego miesiąca. W tym roku jednak pojawiły się problemy z płatnością. Pracodawca zalega z wypłatami od stycznia. Byłe  pracownice zauważają, że pogorszenie sytuacji zbiegło się w czasie z otwarciem restauracji, należącej do rodziny prezesa.  
- Prezes tłumaczy, że nie ma pieniędzy, ale produkcja cały czas trwa - mówią byłe pracownice. Znaczna część załogi - 25 osób - została zwolniona z pracy. Były pracodawca zalega im po 5-6 tys. zł.
- Pracowałam około 25 lat. Pensje były płacone, w ratach, ale nigdy nie było tak, żeby wypłaty nie było. Było czasem jakieś przesuniecie, ale wypłata była. A teraz osobom, które  zwolnił, prezes nie wypłacił  pieniędzy za dwa miesiące. Zwolnił nawet mechanika, który  pracował od samego początku istnienia firmy. Zwolnienia były pod koniec lutego. Odeszliśmy  od 1 marca. Prezes zalega nam za wypowiedzenia i za dwa miesiące wypłaty za pracę. Mamy nie wypłacone wynagrodzenia za styczeń i luty, w tych miesiącach pracowałyśmy. Prezes powiedział "dziękuję" i dał 200 zł na Wielkanoc - mówi jedna ze zwolnionych pracownic.
- Chodziliśmy kilka razy do zakładu, wysłałam wezwanie do zapłaty. To nic nie dało, prezes kazał nam iść robić co chcemy, pieniędzy nie ma. W tej chwili prezes zalega mi 6 tys. zł - mówi była pracownica firmy. Według niej w zakładzie zostało około 20 osób, które nadal pracują.  
 
Prezes: nie ma pieniędzy, nie ma wypłaty
Prezes Jacek Parol przyznaje, że pracownice nie dostały zapłaty, ale tłumaczy to złą sytuacją finansową firmy.
- Te osoby, które zgłosiły się do redakcji  pracowały w dwóch firmach, Roxi i Amma. Dlaczego nie  zapłaciliśmy? Przyczyna jest bardzo prozaiczna: jak nie ma pieniędzy, to nie ma płatności. Od 2022  r., od wybuchu wojny na Ukrainie, rząd polski niebotycznie podnosił  wynagrodzenia. Od końca 2021 r. do teraz place  wzrosły o 60 proc. Produkcja naszego  zakładu nie jest dochodowa - mówi prezes. Skarży się na politykę kolejnych rządów, które utrudniają  działalność  przedsiębiorcom.
-  Koszty pracy idą  w górę, prąd w górę. Miałem umowę z PGE na dostawę energii elektrycznej, pierwsza taryfa 32 gr, druga  taryfa 36 gr. 1 stycznia 2023 r. dostaję fakturę i cena  czystego prądu z 32 gr wzrasta do 1,89 zł, a z 36 gr do 2,68 zł - mówi prezes. 
-  W krawiectwie pracujemy na eksport dla klientów francuskich i niemieckich. W 2022 r. wystąpiłem do nich o zmianę cen, bo u nas jest duża inflacja, kręcili głową, powiedzieli, że podniosą nam ceny o 15 proc., chociaż ostatnie dwa lata inflacji to 7 proc. W styczniu 2022 r.  euro kosztowało 4,80 zł. W styczniu tego roku kosztuje 4,20. Jak obliczymy 15 proc. od tych 4,80 to powinno być 4,30 zł. Dostajemy w złotówkach mniej niż 2,5 roku temu. Z pracownic  automatów się nie zrobi, więcej z siebie nie dadzą - tłumaczy prezes. 
- Z chęcią byśmy te osoby zwolnili już w grudniu ubiegłego roku, ale jest okres wypowiedzenia. Jak zwolnię pracownicę i powiem, żeby nie przychodziła  jutro, to jako pracodawca muszę wypłacić odszkodowanie za te trzy miesiące. Poskładaliśmy wypowiedzenia w sposób normalny i w styczniu, i lutym pracownice jeszcze pracowały. W styczniu i lutym zdawało się, że mieliśmy dobre kontrakty na marynarki i kamizelki, 6 tys. sztuk do uszycia. Co  jakiś czas robiłem spotkania z załogą, tłumaczyłem sytuację. Żeby wypłacić te zaszłe rzeczy wystąpiliśmy do Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych i z opóźnieniem, ale te pieniądze dostały - mówi prezes. Według niego firma  jest zadłużona, nieruchomość obciążona hipotecznie. Po zwolnieniu części załogi firma przestała generować stratę, a zaczęła generować zysk. 
- Każdemu się wydaje, że jak zarobię 5 zł, zasypię tę dziurę, która w zeszłym roku wyniosła  ponad milion złotych. Obrotu jest 200 tys. zł miesięcznie. Załóżmy, że jest 5  proc. dochodowości. Może 10 tys. zł jest z całego kompleksu - mówi prezes. Tyle wystarczy na utrzymanie jego rodziny, bo jest to rodzinna firma. 
 
Milion straty w rok
Prezes twierdzi, że straty powstawały też przez zachowanie załogi. 
 - Były cztery zespoły, każdy miał brygadzistkę. Te brygadzistki miały dodatkowo 20 minut wychodnego w ciągu dnia. Załoga nie mogła przebaczyć, bo każdy jest ważny. Przez te 20 minut nie pracowały i każdego dnia traciło się 20-25 minut, czyli 10  godzin w  miesiącu. W ciągu roku zbierał się miesiąc - mówi prezes.  
Byłe pracownice zakładu nie zgadzają się z tym stwierdzeniem.
- Myśmy pracowały bez wytchnienia, była tylko jedna przerwa 15 minut, żeby sobie herbatę zrobić, to trzeba było biegiem lecieć na stołówkę, żeby zdążyć. Niech nam prezes wykaże, że ktoś nie pracował! To tylko brygadzistki miały tę dodatkową przerwę. Przecież szefostwo było w zakładzie, przychodzili i zaglądali, czy się robi. Nie dało się nie robić. Był tylko jeden dzień  strajku, w styczniu, jak już  nie wypłacano pieniędzy - mówi kobieta, która przepracowała w firmie 25 lat.
Według prezesa zła sytuacja wynika m.in. ze wzrostu kosztów pracy. 
-  Nasze firmy straciły w zeszłym roku milion złotych, koszty pracy wynosiły 400 tys. zł w  tym płace z przynależnościami (ZUS, podatki) wynosiły 92 proc.   
- Bardzo chciałbym dać pracownicom te pieniądze, ale sam mam osobistego długu kilka    milionów. W tym zakładzie już nie ma czego sprzedać. Maszyny są niewiele warte, te które są warte coś więcej są w leasingu - mówi prezes Parol. 
Zdaje sobie sprawę, że jeśli byłe pracownice wystąpią do sądu, to sąd nakaże firmie zapłacić. 
- Odpowiedzialność spadnie na mnie. Nikt nie pyta, czy mam z czego żyć - mówi prezes. 
- Jest wyjście, gdyby te panie chciały przyjść i popracować kilka tygodni, mamy takie rzeczy do szycia mniej skomplikowane, można je szyć w pojedynkę lub we dwie, trzy osoby. Otrzymałyby stawki, które płaci się teraz pracownikom za te wyroby + dodatkowo 20 proc. od tej kwoty jako wynagrodzenie wcześniej niewypłacone. Zapłata mogłaby następować po każdym dniu pracy, lub raz w tygodniu – do uzgodnienia.

reklama

Byłe pracownice walczą o swoje

Jedna z byłych pracownic złożyła skargę do Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie. Inspektorzy chcieli wyjaśnić zarzuty podniesione w skardze, ale nie udało się skontaktować z firmą.

- Żadna osoba reprezentująca spółkę nie stawiła się do Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie - informuje inspektor. 

  Kobieta wniosła więc do Sądu Pracy w Lublinie pozew o zapłatę zaległego wynagrodzenia za pracę. Żąda kwoty 6 221,84 zł wraz z ustawowymi odsetkami.

"Doszło do kilku spotkań z pracodawcą w sprawie zapłaty wynagrodzenia. Negocjacje okazały się bezskuteczne. Ponadto wysłałam wezwanie do zapłaty, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi" - pisze była pracownica w pozwie.

Pracownica z 25-letnim stażem też złożyła pozew do sądu.

reklama

- Domagam się zapłaty zaległych pieniędzy. Zapłaty za urlop nie, bo wykorzystałam, ale są osoby, które mają zaległą wypłatę za dwa miesiące i za urlop. Ja chyba jako jedyna wykorzystałam urlop. Jeszcze chyba trzy albo cztery koleżanki będą składać pozwy - mówi.

Zaległe pieniądze można też wywalczyć przez Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.

- Napisałam do funduszu przez profil  zaufany. Odpisali mi ile pieniędzy mi się należy.  Okazało się, że należy mi się 17 240 zł. Jak poszłam do firmy, chcieli, żebym darowała chociaż końcówkę, 240 zł. Wypowiedzenie dostałam w maju 2024 r., pieniądze odzyskałam w marcu tego roku - mówi była pracownica. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
logo